Tuż po ciemności nastaje światło. Kiedyś to
zdanie mnie motywowało. Większość dziewczyn kierowała się innym: "Jeżeli ty w siebie nie
wierzysz, nikt w ciebie nie
uwierzy". Dla mnie to było już
bezsensu. Wiara była dla mnie najważniejsza. Wszystko na niej opierałam. Każdą
chwilę, każde słowo i każdą minutę. Wierzyłam w siebie od zawsze. Za to w życiu miałam ciągle najciemniej, najgorzej w stosunku do innych.
Ludzie uważali, że nie mam
problemów. Sądzili tak po moim spokoju albo po słowach. Codziennie rano
budziłam się z podkrążonymi oczami.
Ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Mówiłam sobie, jaka jestem bezsilna. Nie chciałam taka być, więc zakładałam maskę. Wystarczyły dobry
makijaż i firmowe ciuchy. Tak między innymi stałam się gwiazdą szkoły.
- Proszę mi powiedzieć, dlaczego pani
chciała skoczyć z mostu. - Kobieta w mundurze siedziała naprzeciwko mnie z
notatnikiem w ręku.
- To nie było tak... Uciekłam z ośrodka. Chciałam zaszaleć. Okazało się, że przypadkowo się
upiłam. Pewnie pani wie, że nie pierwszy raz. Niczego nie pamiętam. Mam pustkę
w głowie. Nie mam pojęcia, dlaczego chciałam
skoczyć z mostu. Może wtedy wydawało mi się to najlepszym wyjściem...
- Czy takie przypadki miały już miejsce w twoim życiu?
- Tak.
- Czy brała pani jakieś narkotyki?
- Nie.
- Ile pani ma lat?
- Wystarczająco dużo, by tutaj być.
- Proszę mi odpowiedzieć. Nalegam.
- Czterna... - Trzask drzwi przeszkodził mi w odpowiedzi.
- Przepraszam, ale panna Everdeen musi teraz zgłosić się do
opiekuna - powiedział policjant.
- Dobrze. Dziękuję ci, Susan, za
rozmowę.
Rzuciłam jej krótkie spojrzenie.
Mężczyzna wziął mnie za rękę, prowadząc do innego pomieszczenia. Wydawało mi
się, że nigdy nie znajdę się na
komisariacie. Jednak czasem niemożliwe staje się możliwe.
- Za moment będziesz już wolna. Ale radzę nigdy już nie popełniać tego
błędu.
Szłam, milcząc. Kiedy doszliśmy do
pana dyrektora ośrodka, zaczęłam się obawiać o
moje życie. Mógł mnie wydalić lub strasznie ukarać. Spojrzałam na niego z
przerażeniem.
- Dziękuję za znalezienie
dziewczynki. Dopilnujemy, by sytuacja się nie
powtórzyła - odrzekł dyrektor.
- Mamy nadzieję, że to się nie powtórzy.
Zostałam zabrana znowu do
obskurnego budynku, który miał zastąpić mi dom. Wracałam do dziwnej
współlokatorki, która podziwiała moją osobę. Mój koszmar dopiero się zaczynał.
- Widzę, że gazety nie kłamią. Niezłe z ciebie ziółko. Sądziłem, że śmierć
rodziców tak tobą wstrząśnie, że będziesz chodzić załamana. A jednak okazuje się, że jest odwrotnie.
Szalejesz i robisz, co zapragniesz. Czeka ciebie gorsza kara niż śmierć. Nie przyjmę do świadomości, że jakaś smarkula
chce zepsuć reputację ośrodka. Na twoim miejscu zacząłbym się bać.
Kiedy zostałam
przyprowadzona do mojego pokoju, dostrzegłam zmianę. Brakowało tam łóżka bądź szafy. Było pusto.
Jakby ktoś się stąd wyprowadził. Doszłam do wniosku, że to własne mężczyzna
nazwał karą. Nie dostałam nic. Nawet nowej sukienki. Byłam w skrawku odzieży. Zaczęłam żałować tego, co zrobiłam.
Podeszłam do ściany, po której "zjechałam" na podłogę. Złapałam
się za głowę obiema rękami i zaczęłam płakać. Gdybym była w domu, pewnie bym już rzuciła krzesłem. Krzyczałam, ile miałam sił w płucach.
Nienawidziłam siebie. Głód i inne rzeczy straciły znaczenie. Nade mną przejęły kontrolę myśli.
Pragnęłam przysporzyć sobie bólu.
Przypomniało mi się, jak rodzice umarli na moich oczach, jak upadłam przez popełnione błędy.
Zaczęłam mieć tego dość. Szlochałam bez opanowania.
Wstałam i podeszłam do okna.
Założyciele budynku byli na tyle głupi, że zmieścili w tym pokoju szklane okna. Bez oporu wybiłam ręką szybę. Mimo tego, że odłamki szkła utkwiły mi w dłoni,
sięgnęłam po kawałek ostrego tworzywa. Usiadłam na ziemi z całą twarzą we
łzach. Miałam przejechać ostrzem szybko po żyłach, ale drzwi do
pomieszczenia stały otworem. Znajdowała się w nich moja była współlokatorka, Avril.
- Boże! Dziewczyno, co ty wyprawiasz!
Podbiegła do mnie, wyrywając mi
z rąk szkło. Zobaczyła, że cała moja prawa ręka jest we krwi. Widziałam w jej oczach obawę. Nigdy nie była świadkiem
samookaleczeń. Nie wiedziała, jak mi pomóc. Urwała kawałek swojej sukienki, tamując
nim krew. Przytuliła mnie do siebie.
- Wszystko będzie dobrze. Nie martw się, Sue. Zaopiekuję się tobą!
- Nie potrzebuję twojej
pomocy... - warknęłam.
- Nie mów tak. Znam prawdę.
Posłała mi szczery uśmiech.
Wiedziała, że taka jestem. Wypieram się prawdy. Udaję,
że nic mnie nie obchodzi. Znała się na takich osobach jak ja.
- Dziękuję - powiedziałam.
- Nie ma za co. Teraz zaprowadzę cię do pielęgniarki. Pomogę ci wstać...
Tak jak powiedziała, tak uczyniła.
Poszła ze mną do przemiłej kobiety, która wyjęła pęsetą odłamki szkła z ręki. Czasem bolało tak, że
miałam ochotę wrzeszczeć. Dała mi też coś do jedzenia, bo powiedziała, że
potrzebne mi witaminy we krwi. Zaś ja drugi raz tego dnia komuś podziękowałam.
- Jak mam wytłumaczyć opiekunom,
że szyba jest wybita? - spytałam.
- To pozwól mnie załatwić.
- Dziękuję ci, Avril, za
wszystko. Jesteś dobrą przyjaciółką.
- Powtarzam: Nie ma za co, kochana.
- Jak ci się mogę odwdzięczyć? - Nalegałam.
Zbliżyłam się do niej, całując ją przyjacielsko w policzek. Uśmiechnęła
się do mnie.
- Nie pozwól nikomu się skrzywdzić. Nie zasługujesz na takie traktowanie.
- A ty nie wkop się w tarapaty przeze mnie.
-
Obiecuję - odpowiedziała.
Autorka: Błagam o przybaczenie! Nie miałam weny, czasu! PRZEPRASZAM!!! Mam tylko nadzieję, że was nie znaudziałam. Do następnego ; *