Usłyszałam dźwięk zbijającego się szkła. Podniosłam wzrok, ciągle przebywając przed tym starym obrazem. Siedziałam w pokoju z ciemnym zaopatrzeniem. Nie było w nim mebli. Nie wliczając w to oczywiście krzesła, na którym siedziałam, oraz biurka, przy którym siedział mężczyzna. To był ten sam mężczyzna, który odbierał mnie ze szpitala. Zerkał na mnie ubrany teraz w dżinsy i luźną białą koszulę. Schylił się, aby podnieść filiżankę po kawie, która mu dziwnym trafem upadła na ziemię. Zyskałam wtedy chwilę na to, by rozejrzeć się po całym pomieszczeniu. Jednakże nic nie było warte mojej uwagi, więc znowu zaczęłam przyglądać się portretowi.
– Pani Everdeen... – zaczął delikatnie. – Od teraz jest tu pani pod naszą
opieką. Zobowiązują panią zasady nałożone w
tym ośrodku. Jest to najlepszy dom dziecka w Chcicago. Nie ma się czego obawiać,
nie możemy do niczego pani zmusić. – Posłał mi niewinny uśmiech. - Z racji, że
ma pani dopiero czternaście lat, może pani wychodzić tylko w określonej porze.
Przypada ona w godzinach od szesnastej do dwudziestej... Poprzez te trudności,
jakie napotkała pani ostatnio, lekcje szkolne będą odbywały się tutaj od
godziny ósmej do piętnastej ze specjalnymi nauczycielami. Mam nadzieję, że się
zrozumieliśmy?
Zerknęłam na niego na moment, kiwając od niechcenia głową. Nikt nigdy nie nadawał mi zasad i nikt nigdy mi ich nie nada. Jestem zależna tylko od siebie. Jestem szkolną królową, za którą teraz wszyscy będą tęsknić. Jestem... sierotą. Opuściła mnie cała rodzina, a ja mimo tego już nie okażę uczuć. Nikomu nie pokażę, jak się czuję. Zawsze byłam zamknięta w sobie dla obcych, teraz będę taka dla wszystkich. Spojrzałam jeszcze raz na ten obraz, który sprawiał, że znajdowałam się w innym świecie. Świecie bez zasad, które odmieniało nasze życie. Podobało mi się to.
- Ten obraz to portret mojej matki. Właśnie ona założyła dom dziecka. Była zakonnicą, dlatego są u mnie takie jak nie inne zasady.
Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, co może mieć konkretnie na myśli. Jakie zasady może wymyślić zakonnica? Pewnie będą kazać mi się modlić i chodzić do kościoła, czego nigdy nie robiłam. Może jeszcze załatwią dla mnie egzorcystę. Byłoby naprawdę zabawnie. Wyszłam z pokoju bez słowa.
- Pokój 13, a zasady są przedstawione w każdym z pokoi! – wykrzyczał mężczyzna tak, bym usłyszała.
Naprawdę? Nie byłam przesądna, ale przybywanie w pokoju z trzynastką dawało mi powody do obaw. Na szczęście będę miała cały dla siebie i mogła rozłożyć moje firmowe ubrania w kilku szafach, a wszystkie kosmetyki poukładać według kolorów na toaletce. Może mimo wszystko poczuję się tam jak we własnym pokoju, w którym mogłam robić, co tylko mi się żywnie podobało.
Kiedy doszłam do części domu, w której znajdowały się pokoje, znalazłam tam należący do mnie. Olśniło mnie, że przecież nie dostałam kluczy. Westchnęłam, ale mimo to nacisnęłam na klamkę. Drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłam, że plecami do mnie siedzi na łóżku blondynka w szarej sukience. Cofnęłam się.
- Upss... Pomyliłam się. Myślałam, że to mój pokój. – Oznajmiłam krótko i oschle.
Dziewczyna się do mnie odwróciła. Ujrzałam jej niebieskie oczy, które były pełne troski. Miała proste włosy, które układały się idealnie, a na twarzy nie było widać makijażu. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, tak, że mogłam dostrzec jej dołeczki. Wstała, podchodząc do mnie.
- Nie, nic ci się nie pomyliło. Jesteś Everdeen, prawda? Ta dziewczyna ze szkoły w Lincoln Park, S.E. , o której pisała niejedna gazeta. Miło móc cię poznać osobiście. Jestem Avril Khan.
Zmierzyłam ją wzrokiem. Nie chciałam być już miła dla ludzi. Wolałam narobić sobie wrogów niż mieć kogoś, kto pozna mnie głębiej, a potem dokopie się najskrytszych sekretów i mnie zniszczy. Podała mi swoją malutką rękę, a ja tylko na to machnęłam. Skrzywiła się.
- Mi też miło cię poznać.
W rezultacie nie spodziewałam się, że aż tak niemiło to zabrzmi. Potrafiłam być szmatą, ale przy tej dziewczynie ciężko mi było ją udawać. Weszłam do pokoju, uświadamiając sobie, że ona jest moją współlokatorką, z którą będę przebywać codziennie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Usiadłam na łóżku, czekając aż ktoś łaskawie przyniesie mi bagaże. Po chwili na swoim małym łóżku zasiadła Avrel czy jak jej tam było. Spojrzała na mnie, chrząkając.
- Na co czekasz, jeśli można wiedzieć? – Spytała drżącym głosem
- Na mój bagaż, który, do jasnej cholery, jeszcze nie przyszedł! – wykrzyczałam, by ktoś się wreszcie pospieszył.
- A to ty nie wiesz, że te rzeczy, co miałaś, idą do jakiś fundacji, a my dostajemy ciuchy od pana Matta?
Wstałam energicznie, podchodząc do niej. Pewnie błyszczały mi oczy ze złości. Jak moje firmowe ubrania i reszta rzeczy mogły trafić w ręce bachorów?! Skarciłam się w duchu, że przesadzam z tym zachowaniem, ale to były drogie i wartościowe przedmioty. Miałam się już na nią rzucić, by mówiła mi, czego jeszcze nie wiem, ale zatrzymały mnie silne ręce.
Był to jakiś chłopak możliwe w naszym wieku. Spojrzałam na niego, wyrywając się. Jego zielone oczy były tak hipnotyzujące, że prawie się poddałam. Wrzask pozwolił mi się otrząsnąć. Rzuciłam się na współlokatorkę, ale nie mogłam się do niej dostać, bo ten tłum zebranych tarasował mi drogę. Chciałam odzyskać swoje ubrania. Tak mi na tym zależało, że mogłam zabić każdą osobą, która stała mi na drodze do celu.
Blondynka szlochała zaskoczona moim zachowaniem, a wokół nas zebrało się chyba jeszcze więcej osób oglądających. Chłopak o blond włosach nie ustępował, więc musiałam zrobić coś, by go znokautować. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to kopnięcie go w brzuch. Tak zrobiłam. Potem dobiłam go jeszcze, stykając się swoją pięścią z jego nosem. Nie trenowałam nigdy niczego co pomogło by mi w walce, ale umiałam wykorzystywać ciosy z filmów. Po jego twarzy zaczęła ciec krew. Zaskoczyło mnie to, ponieważ nie sądziłam, że jestem zdolna do wyrządzenia tak wielkiej krzywdy. Chłopak zatoczył się i upadł. Zamiast zrobić to, o co walczyłam, wybiegłam z pokoju.
Wszyscy, których spotkałam po drodze, byli tak samo ubrani. Dziewczyny w sukienkach jak Avrcośtam, a chłopcy w szarych koszulach i szerokich spodniach. Poczułam się jak w internacie. Zastanawiałam się, co ja naprawdę tu robię, bo przecież tylko straciłam rodziców.
Wbiegłam do jakiegoś pokoju, gdzie kilka osób siedziało w ławkach, słuchając uważnie nauczyciela. Widok tego mnie zaskoczył. Nigdy nikt u mnie w szkole nie uważał tak na lekcjach. Spojrzałam na rówieśników, widząc wśród nich blondynkę z różowymi pasemkami. Była jedyna ubrana jak chciała. Miała na sobie obcisłą sukienkę z kosztownego materiału. Posłała mi złowieszczy uśmiech.
- Kurwa – wydukałam.
Wszyscy odwrócili się w moją stronę, jakby to było przestępstwo. Może jednak miałam rację? Nie znałam jeszcze zasad przebywania w tym miejscu. Kawał drogi przede mną. Nauczycielka zmierzyła mnie wzrokiem, próbując odkryć, kim jestem.
- Oto Susan Everdeen – zakpił ktoś.
To była ta blond włosa, która jako jedyna była do tego zdolna. Inni nie byli by w stanie odkryć tego kim jestem, ponieważ ona mnie znała. Chodziła do Lincoln Park do momentu kiedy jej rodzice nie przepadli, a ona się nie stoczyła. Była upadłą gwiazdką szkoły, a ja jej jedyną konkurentką do bycia królową LP.
- Demi, zamilcz, proszę. – Uciszyła ją kobieta prowadząca lekcję.
Zatrzasnęłam drzwi, cofając się zaskoczona. Co ja robiłam w tak psychicznym miejscu z zasadami? Przecież nie miałam żadnych reguł. Robiłam, co mi się tylko podobało. Takie było moje życie. Nikt nie mógł mi go odmienić. Spojrzałam na siebie w odbiciu. Na mojej jasnej bluzce była krew tego chłopaka, a dżinsy spadały mi z nóg. Wyglądałam tragicznie, a co dopiero by było, gdybym ubrała ich kubraczek?
Zerknęłam na niego na moment, kiwając od niechcenia głową. Nikt nigdy nie nadawał mi zasad i nikt nigdy mi ich nie nada. Jestem zależna tylko od siebie. Jestem szkolną królową, za którą teraz wszyscy będą tęsknić. Jestem... sierotą. Opuściła mnie cała rodzina, a ja mimo tego już nie okażę uczuć. Nikomu nie pokażę, jak się czuję. Zawsze byłam zamknięta w sobie dla obcych, teraz będę taka dla wszystkich. Spojrzałam jeszcze raz na ten obraz, który sprawiał, że znajdowałam się w innym świecie. Świecie bez zasad, które odmieniało nasze życie. Podobało mi się to.
- Ten obraz to portret mojej matki. Właśnie ona założyła dom dziecka. Była zakonnicą, dlatego są u mnie takie jak nie inne zasady.
Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, co może mieć konkretnie na myśli. Jakie zasady może wymyślić zakonnica? Pewnie będą kazać mi się modlić i chodzić do kościoła, czego nigdy nie robiłam. Może jeszcze załatwią dla mnie egzorcystę. Byłoby naprawdę zabawnie. Wyszłam z pokoju bez słowa.
- Pokój 13, a zasady są przedstawione w każdym z pokoi! – wykrzyczał mężczyzna tak, bym usłyszała.
Naprawdę? Nie byłam przesądna, ale przybywanie w pokoju z trzynastką dawało mi powody do obaw. Na szczęście będę miała cały dla siebie i mogła rozłożyć moje firmowe ubrania w kilku szafach, a wszystkie kosmetyki poukładać według kolorów na toaletce. Może mimo wszystko poczuję się tam jak we własnym pokoju, w którym mogłam robić, co tylko mi się żywnie podobało.
Kiedy doszłam do części domu, w której znajdowały się pokoje, znalazłam tam należący do mnie. Olśniło mnie, że przecież nie dostałam kluczy. Westchnęłam, ale mimo to nacisnęłam na klamkę. Drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłam, że plecami do mnie siedzi na łóżku blondynka w szarej sukience. Cofnęłam się.
- Upss... Pomyliłam się. Myślałam, że to mój pokój. – Oznajmiłam krótko i oschle.
Dziewczyna się do mnie odwróciła. Ujrzałam jej niebieskie oczy, które były pełne troski. Miała proste włosy, które układały się idealnie, a na twarzy nie było widać makijażu. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, tak, że mogłam dostrzec jej dołeczki. Wstała, podchodząc do mnie.
- Nie, nic ci się nie pomyliło. Jesteś Everdeen, prawda? Ta dziewczyna ze szkoły w Lincoln Park, S.E. , o której pisała niejedna gazeta. Miło móc cię poznać osobiście. Jestem Avril Khan.
Zmierzyłam ją wzrokiem. Nie chciałam być już miła dla ludzi. Wolałam narobić sobie wrogów niż mieć kogoś, kto pozna mnie głębiej, a potem dokopie się najskrytszych sekretów i mnie zniszczy. Podała mi swoją malutką rękę, a ja tylko na to machnęłam. Skrzywiła się.
- Mi też miło cię poznać.
W rezultacie nie spodziewałam się, że aż tak niemiło to zabrzmi. Potrafiłam być szmatą, ale przy tej dziewczynie ciężko mi było ją udawać. Weszłam do pokoju, uświadamiając sobie, że ona jest moją współlokatorką, z którą będę przebywać codziennie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Usiadłam na łóżku, czekając aż ktoś łaskawie przyniesie mi bagaże. Po chwili na swoim małym łóżku zasiadła Avrel czy jak jej tam było. Spojrzała na mnie, chrząkając.
- Na co czekasz, jeśli można wiedzieć? – Spytała drżącym głosem
- Na mój bagaż, który, do jasnej cholery, jeszcze nie przyszedł! – wykrzyczałam, by ktoś się wreszcie pospieszył.
- A to ty nie wiesz, że te rzeczy, co miałaś, idą do jakiś fundacji, a my dostajemy ciuchy od pana Matta?
Wstałam energicznie, podchodząc do niej. Pewnie błyszczały mi oczy ze złości. Jak moje firmowe ubrania i reszta rzeczy mogły trafić w ręce bachorów?! Skarciłam się w duchu, że przesadzam z tym zachowaniem, ale to były drogie i wartościowe przedmioty. Miałam się już na nią rzucić, by mówiła mi, czego jeszcze nie wiem, ale zatrzymały mnie silne ręce.
Był to jakiś chłopak możliwe w naszym wieku. Spojrzałam na niego, wyrywając się. Jego zielone oczy były tak hipnotyzujące, że prawie się poddałam. Wrzask pozwolił mi się otrząsnąć. Rzuciłam się na współlokatorkę, ale nie mogłam się do niej dostać, bo ten tłum zebranych tarasował mi drogę. Chciałam odzyskać swoje ubrania. Tak mi na tym zależało, że mogłam zabić każdą osobą, która stała mi na drodze do celu.
Blondynka szlochała zaskoczona moim zachowaniem, a wokół nas zebrało się chyba jeszcze więcej osób oglądających. Chłopak o blond włosach nie ustępował, więc musiałam zrobić coś, by go znokautować. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to kopnięcie go w brzuch. Tak zrobiłam. Potem dobiłam go jeszcze, stykając się swoją pięścią z jego nosem. Nie trenowałam nigdy niczego co pomogło by mi w walce, ale umiałam wykorzystywać ciosy z filmów. Po jego twarzy zaczęła ciec krew. Zaskoczyło mnie to, ponieważ nie sądziłam, że jestem zdolna do wyrządzenia tak wielkiej krzywdy. Chłopak zatoczył się i upadł. Zamiast zrobić to, o co walczyłam, wybiegłam z pokoju.
Wszyscy, których spotkałam po drodze, byli tak samo ubrani. Dziewczyny w sukienkach jak Avrcośtam, a chłopcy w szarych koszulach i szerokich spodniach. Poczułam się jak w internacie. Zastanawiałam się, co ja naprawdę tu robię, bo przecież tylko straciłam rodziców.
Wbiegłam do jakiegoś pokoju, gdzie kilka osób siedziało w ławkach, słuchając uważnie nauczyciela. Widok tego mnie zaskoczył. Nigdy nikt u mnie w szkole nie uważał tak na lekcjach. Spojrzałam na rówieśników, widząc wśród nich blondynkę z różowymi pasemkami. Była jedyna ubrana jak chciała. Miała na sobie obcisłą sukienkę z kosztownego materiału. Posłała mi złowieszczy uśmiech.
- Kurwa – wydukałam.
Wszyscy odwrócili się w moją stronę, jakby to było przestępstwo. Może jednak miałam rację? Nie znałam jeszcze zasad przebywania w tym miejscu. Kawał drogi przede mną. Nauczycielka zmierzyła mnie wzrokiem, próbując odkryć, kim jestem.
- Oto Susan Everdeen – zakpił ktoś.
To była ta blond włosa, która jako jedyna była do tego zdolna. Inni nie byli by w stanie odkryć tego kim jestem, ponieważ ona mnie znała. Chodziła do Lincoln Park do momentu kiedy jej rodzice nie przepadli, a ona się nie stoczyła. Była upadłą gwiazdką szkoły, a ja jej jedyną konkurentką do bycia królową LP.
- Demi, zamilcz, proszę. – Uciszyła ją kobieta prowadząca lekcję.
Zatrzasnęłam drzwi, cofając się zaskoczona. Co ja robiłam w tak psychicznym miejscu z zasadami? Przecież nie miałam żadnych reguł. Robiłam, co mi się tylko podobało. Takie było moje życie. Nikt nie mógł mi go odmienić. Spojrzałam na siebie w odbiciu. Na mojej jasnej bluzce była krew tego chłopaka, a dżinsy spadały mi z nóg. Wyglądałam tragicznie, a co dopiero by było, gdybym ubrała ich kubraczek?
Od autorki: Nie spodziewałam się
tego, że dodam drugi rozdział przed końcem roku 2013. Taka mała niespodzianka
dla was i dla mnie. Jednakże szczególna dla Karoliny M.,
której dedykuję ten
rozdział. Nic nie ma szczególnego w nim dla niej, ale fakt, że jest jej
może
coś znaczyć. Dziękuję za tyle miłych komentarzy. Mam nadzieję, że was
nie
zawiodłam, bo trochę inaczej wyobrażałam sobie pierwszy dzień w tym domu
dziecka. Obiecuję, że za niedługo będzie więcej akcji, ale rzadziej będę
pisać,
ponieważ zacznie się szkoła. Muszę się podciągnąć, a także to jest blog
dla rozrywki. Nie nim się zajmuje z sercem. Muszę rozwinąć skrzydła na
‘Inhalation’. Jak mi pomożecie w formie komentarzy to tutaj wszystko będzie
wyglądało lepiej.
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO
ROKU SKARBY! <3